"Podwójne ubezpiczenie" to wielkie, przełomowe dzieło Wildera. Początek historii nieszczególny, ale świetnie się rozkręca. Raczej nieciekawy, sztywny główny bohater. Dużo lepsza Stanwyck jako femme fatale. A i tak przyćmił ich Robinson w roli Keyesa. Dynamiczne aktorstwo jakby z innego filmu. Dominuje ilekroć pojawia się na ekranie. Jakim cudem nie dostał nawet nominacji do Oscara? To pozostanie jedną z wielu tajemnic Akademii.
Robinson to chyba najwspanialszy amerykański aktor, który nie doczekał się nawet jednej nominacji do Oscara. "Wielki pominięty"...
Rzeczywiście. Wczoraj obejrzałam ten film i miałam identyczne odczucie. Główny bohater wydawał się drętwy i nie wzbudzal sympatii. Natomiast rola Robinsona była wprost genialna. Chciało się go cały czas słuchać i patrzeć na jego grę aktorską.
Prawda. Keyes to taki XX-wieczny Sherlock Holmes. Moim zdaniem, byłoby nawet lepiej, gdyby uwaga filmu skupiała się bardziej na nim, a mniej na Neffie.
ja bym ujal to tak - pan MacMurray zagral poprawnie, natomiast panu Robinsonowi niestety do piet nie dorastal, ale znajdz mi film ktorego Robinson nie zdominowal - bede Ci bardzo wdzieczny :)
Zgadzam się. Obejrzałam wczoraj i to co najbardziej zapamiętałam to rola Robinsona. Sam film taki sobie, może byłby ciekawszy gdyby był bardziej zagmatwany a głównego bohatera zagrał ktoś inny ,bardziej charakterystyczny zamiast kompletnie nieciekawego McMurraya.
Dobra rola, ale mnie w "Podwójnym ubezpieczeniu" zabrakło tylko kogoś w stylu Marlowe'a, żeby dać film do ulubionych – postaci, za którą będzie się szło nawet, gdyby dano jej gorszą fabułę, a kimś takim bez wątpienia był prywatny detektyw z L.A. Chandler dzięki scenariuszowi do tego filmu spełnił się w kinie, bo wszystkie elementy składowe są tu super, poza jednym malutkim elementem: właśnie zabrakło mi ulubionej wiodącej postaci. Ale jeszcze raz podkreślę, film cudo i obyśmy teraz otrzymywali takie fajne kryminały.