Zawierucha z kilkusekundowej roli u Tarantino robi z siebie taką gwiazdę, jakby zagrał drugoplanową postać i otrzymał nominację do Oscara.Sodówka uderzyła do głowy.
Znałem go wcześniej z filmów: "Bogowie" Palkowskiego i "Księstwo" Andrzeja Barańskiego oraz serialu "Przepis na życie", ale to co on wyprawia po epizodziku u Tarantino jest po prostu mega śmieszne.On chyba myśli,że jest gwiazdą pokroju Dicaprio.Jego przypadek pokazuje, że wystarczy zagrać kilkanaście sekund w Hollywoodzkiej produkcji, żeby w Polsce zrobiono z ciebie gwiazdę.Po tym jak film wszedł na ekrany polskie media wręcz oszalały.Nie było dnia bez informacji o tym,że Zawierucha zagrał w "Once up...".Mnie to bawi.
Prędzej media uczyniły z niego nie wiadomo jak wielkiego gwiazdora. Zawierucha w wywiadach po prostu był pozytywnie nastowiony wobec tego doświadczenia w Hollywood, ale od samego początku podkreślał, że nie miał wiele tam do zagrania.
Popieram, oglądając jego występ np. u Wojewódzkiego, Zawierucha mówił o sobie i zachowywał się jak pięciokrotny laureat Oscara.
Pamiętam, jak biegał od studia do studia i odpowiadał ciągle to samo na te same zadawane pytania. A jak to wyszło w praniu? Zagrał kilka sekund w syfiastym, nudnym jak burdel w poniedziałkowy poranek, gniocie.
Marta Zmuda-Trzebiatowska tez grała w Stanach, podobnie Iza Miko i nie wywyzszaja się pod niebiosa... radzę zejść na ziemię, malutki epizod nie robi z aktora gwiazdy Hollywood
Zawierucha zachowuje się jakby zagrał u Tarantino główną rolę. Drugoplanowa ? Gość zagrał coś między 3planem, a statystowaniem. Nie wiedział, że ludzie przecież obejrzą w końcu ten film i zobaczą ile on tam w końcu zagrał, a potem wybuchną śmiechem po tym co się nagadał na kanapach w telewizjach śniadaniowych?