Bardzo mi się podoba ten mini serial. Uważam, że jest znacznie lepszy od wersji z Emmą Thompson i Kate Winslet, przede wszystkim dlatego, że aktorzy są o wiele lepiej dobrani:
- Emma Thompson bardzo raziła swoim wiekiem. W momencie kręcenia miała ok. 35 lat, wyglądała starzej niż wyglądają kobiety w tym wieku (nic do niej nie mam, ale granie 19-latki w wieku 35 lat nie mogło się udać) i spokojnie mogła grać matkę sióstr, a nie siostrę. Nie da się na nią spokojnie patrzeć w roli Elinor.
- Hugh Grant nie grał Edwarda, a Charlesa z "Czterech wesel i pogrzebu", bo on chyba wszędzie gra tę rolę. Do tego Edward w jego wydaniu był strasznie ciapowaty i zastraszony.
- Alan Rickman - kapitan Brandon miał mieć 35 lat, a Rickman wyglądał na 60, był stanowczo za stary do tej roli i to było widać. Miałam poczucie, że dziadek zakochał się we wnuczce.
A w serialu z 2008 roku wszyscy mi się podobali i było widać chemię między bohaterami, czego o filmie z 1995 r. nie można powiedzieć. Chyba ciężko jest zagrać osobę spokojną i wyważoną, żeby nie wyglądała jak niemowa, ale Hattie Morahan i Davidowi Morrisseyowi świetnie wyszło. To naprawdę bardzo udana ekranizacja.