Sama fabuła i to, że akcja dzieje się w Nowym Jorku, zachwyciły mnie. Momentami miałam wrażenie, że strasznie pomieszali sceny. Ogółem sama gra Theo, filmowego Clarka bardzo mi przypadła do gustu tak jak zresztą Owena czy sukinkota Arroyo. Wszystko pięknie ładnie, ale dlaczego właściwie w ostatnim, tyle znaczącym odcinku nic nie wyjaśnili? Słabe zakończenie, ale mimo wszystko serial mi się podobał.